Dziś, w ten najbardziej deszczowy z deszczowych poniedziałków, jakie pamiętamy, z tym większym sentymentem wracamy pamięcią do beztroskich chwil spędzonych ledwie tydzień temu w Kazimierzu.
Było tak cudownie leniwie w naszym ulubionym pensjonacie Vincent…
W zasadzie, moglibyśmy się z niego nie ruszać, zważywszy na bogaty wybór win 😉
Urlop, nie urlop – postprocessing must be done 😉
A ja na to, jak na lato!
Często chodziliśmy na spacer do herbaciarni u Dziwisza… oddalonej o 200m 🙂
I wiecie co…?
Chyba już wiemy, gdzie będziemy za rok w maju… 🙂